Słyszę
go.
Powoli
skrada się w moją stronę, uważnie stawiając krok za krokiem. Idzie od strony
okna. Nigdy nie zamykam go na noc, mój błąd. Mogłam się domyślić, że w końcu
dostanę za swoje. Zawsze zwracano mi na to uwagę, a ja i tak robiłam odwrotnie.
No i mam. Szpiega w sypialni.
Staram
się spokojnie oddychać. Zupełnie tak, jakbym nadal spała. Unoszę powoli klatkę
piersiową i pozwalam jej opaść. Pozwalam się sobie rozluźnić, a przynajmniej
staram się, biorąc pod uwagę fakt, że ktoś bezczelnie włamał mi się do pokoju i
zapewne nie po to, by przynieść mi śniadanie do łóżka. Niestety.
Zresztą,
trudno mówić o śniadaniu o tak absurdalnej porze.
Nie
widzę intruza. Nie wiem czy to kobieta, czy mężczyzna. Boję się uchylić powieki
– nie chcę zdradzić, że wiem o jego obecności. Wolę poczekać, może wcale nie
chce mi zrobić krzywdy. Może po prostu wstydzi się zapukać i poprosić o cukier?
Niektórzy są nieśmiali. No ale kto normalny krząta się po kuchni w samym środku
nocy?
No
dobra, może czasem ja, ale to nie ma teraz znaczenia.
Instynktownie
zrywam się, zeskakując z łóżka i uderzam z impetem o ścianę. Nóż wbija się w
materac dokładnie w miejscu, gdzie trzy sekundy temu leżało moje ciało.
Mimowolnie czuję ciarki na plecach. Mogło być nieprzyjemnie.
-
Mam niezły refleks – mówię, wstając i rozmasowując sobie ramię – Punkt dla
mnie, złotko.
W
pokoju jest ciemno, ale przez okno wpada światło z ulicznej latarni. Teraz już
wiem, że to mężczyzna. Wyższy ode mnie co najmniej o głowę, z wyraźnie szerokimi
ramionami. W innej sytuacji chętnie bym się w nich zatopiła, ale obecnie nie
wydaje mi się, by to był najlepszy pomysł.
-
Normalni ludzie wchodzą drzwiami, wiesz, pukają, czekają na „proszę”. No i
przychodzą o ludzkiej godzinie, dajmy na to popołudniu. – puszczam mu oczko,
ale wątpię, by zdołał to zobaczyć. – Rozumiem, że nikt nie zapoznał cię z
kulturą? Wiesz, grzeczne zachowanie, otwieranie drzwi kobietom, przepuszczanie
ich? Nic ci to nie mówi, co?
-
Och, zamknij się. – warczy, odwracając się do mnie przodem. Ma niski głos,
odrobinę zachrypnięty. Nie rozpoznaję go, więc raczej się nie znamy. A
przynajmniej ja go nie kojarzę. Nie wiem, o co może mu chodzić. Znowu jakiś
cholerny napaleniec.
-
W czymś ci pomóc? Zgubiłeś drogę? – pytam uprzejmie. – Wiesz, jeśli chciałeś
się ze mną umówić, wystarczyło przynieść jakieś wino. Serio, nie musiałeś się
od razu na mnie rzucać. Ale jak widzę, jesteś niecierpliwy.
Uśmiecham
się do niego. Chyba się nie polubimy.
-
Masz rację – odpowiada, przekładając nóż z jednej ręki do drugiej. Podnosi
głowę i przekrzywia ją w jedną stronę. Przejeżdża palcem po ostrzu i wdycha
głęboko powietrze. Nie wygląda to za dobrze, tak szczerze mówiąc. Raczej nie
rozjedziemy się w pokoju.
Prostuję
się i napinam mięśnie, gotowa na jego dalszy ruch. Nie mogę przecież dać się
zabić.
-
Może się chociaż przedstawisz, co? Chciałabym wiedzieć, komu zaraz skopię tyłek
– rzucam, siląc się na miły ton. Intruz prycha rozbawiony. Musi być pewny
siebie, nie?
-
Zamknij oczy, zrobię to szybko. – odpiera, oblizując lubieżnie wargi.
Już
mam się odgryźć, kiedy słyszę:
-
Wątpię.
Cholera.
Nie
sądziłam, że tak szybko mnie znajdzie. Myliłam się. Stoi pod oknem, patrząc na
plecy mojego niespodziewanego gościa. Niedbale opiera się o parapet, jakby był
tu już od dłuższego czasu. Jakby wcale przed chwilą się nie pojawił. Jakby
obserwował mnie już dużo wcześniej.
Może
zresztą tak było. Nie zdziwiłabym się. Ale dlaczego w takim razie pojawił się
dopiero teraz? Czemu nie wpadł razem z szeroko barczystym gościem, który –
nawiasem – nic nie robi sobie z jego obecności i dalej bacznie mi się
przypatruje? Może rzeczywiście warto posłuchać rady dziewczyn i przestać się
malować? Najwyraźniej i bez makijażu faceci nie mogą oderwać ode mnie wzroku.
-
Rozumiem, że chcesz być następny? – mój nowo poznany kolega odwraca się do mnie
tyłem. Niekulturalny gnój. – Spokojnie, dla ciebie też coś znajdę.
I
w tej chwili rzuca się w moją stronę.
Uderzam
o ścianę tak mocno, że ulatuje ze mnie całe powietrze. Nie mogę złapać oddechu,
świat wiruje mi przed oczami i przez pierwsze parę chwil trudno mi
zarejestrować, co się dzieje. Podnoszę się na łokciach, próbuję podczołgać do
przodu. Natrafiam na szafkę nocną, wszystko spada mi na głowę. Syczę cicho i
zasłaniam się rękoma.
Nie
wiem, co robią moi goście. Słyszę, jak szklany wazon spada na podłogę i
roztrzaskuje się na milion drobnych kawałków. Dostrzegam dziurę w ścianie, porwane
firanki i przewrócone meble. Na podłodze jest krew.
Odgłosy
walki dalej rozbrzmiewają w domu. Przenieśli się piętro niżej. Pewnie zejście
schodami było efektowne. Jeśli to nimi przenieśli się na dół.
Podnoszę
się ciężko. Nie wiem, kiedy zostałam odepchnięta, ale milion siniaków na
biodrze jest lepszych od noża w brzuchu. Tak mi się wydaje.
Wyciągam
szybko plecak spod łóżka, ściągam kurtkę z oparcia krzesła i wskakuję w
tenisówki. Muszę spadać. Jakoś uciec. Z żadnym z nich nie chcę się spotkać.
Nawet, jeśli to jeden z nich chce mnie zabić. Znaczy, teraz pewnie obaj o tym
marzą, ale może nie będę czekać, by to sprawdzić.
Przechylam
nogi przez parapet i zeskakuję. Spadam miękko na trawę, podnoszę się i biegiem
rzucam przed siebie. Przebiegam przez ulicę i od razu skręcam, zostawiając za
sobą swoją marną kryjówkę. Nim zdążę przebiec kolejnych kilka kroków, rzuca się
na mnie z zaułka.
Przetaczamy
się razem parę razy, aż w końcu on jest na górze. Plecak boleśnie wbija mi się
w plecy, ale i tak staram się wyrwać. Unieruchamia mi ręce i krzyżuje nad
głową. Mocno przytrzymuje mnie biodrami, nie mogę się ruszyć.
-
Zostawiłaś mnie – syczy, zbliżając swoją twarz do mojej. Odwracam wzrok i
warczę:
-
Nie pierwszy raz, puść mnie.
-
Nie ma takiej opcji – mówi, nie zmieniając pozycji.
Jestem
zła. Nie mam pojęcia, jak mu się wyrwać. Robię wszystko nie tak, jak powinnam.
Zamiast się zatrzymać, na chwilę przerwać i pomyśleć, jaki ruch wykonać, bez
sensu wiercę się pod nim, złudnie licząc, że się uwolnię. Nic z tego.
-
Znowu uciekłaś. Ostatnim razem obiecałem, że przywiążę cię pasami albo
zaknebluję łańcuchem, jeśli jeszcze raz spróbujesz.
-
Sado-maso? Serio? To są twoje preferencje seksualne?
Nic
mi nie odpowiada. Wzdycha głośno i się podnosi, ciągnąc mnie za sobą. Nie
opieram się. Nie tym razem. Wiem, że teraz mu nie ucieknę. Nie, jeśli jest tak
blisko.
Nic
do niego nie mam. Rozumiem, że rozkaz to rozkaz i tylko wypełnia polecenia.
Jestem godna podziwu dla jego zaangażowania w robienie tego, co do niego
należy. Ale jeśli tylko nadarzy się okazja, ucieknę. Zniknę znowu na tak długo,
jak to będzie możliwe. Znajdę miejsce, gdzie nie mnie nie znajdzie, gdzie będę
mogła odpocząć i odetchnąć.
W
pewnym momencie otwiera przede mnie drzwi samochodu.
-
Cath.
Podnoszę
wzrok i wsiadam do samochodu.
-
Lunn.
~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~
Bu. Blog powstał dawno, ale przestałam pisać. Pozostałe treści przywróciłam do wersji roboczej - w przyszłości nad nimi popracuję i wstawię ponownie.
Teraz przywitam Was czymś innym, czymś, co niby wisi sobie na Wattpadzie i dalej będzie tam publikowane, ale też zacznę to wrzucać tutaj, bo niesamowicie denerwuje mnie to, gdy tekst nie jest wyjustowany. To taki uśmiech w kierunku osób, które zechcą to czytać.
Także hej, hej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz