środa, 12 kwietnia 2017

Prolog

Słyszę go.

Powoli skrada się w moją stronę, uważnie stawiając krok za krokiem. Idzie od strony okna. Nigdy nie zamykam go na noc, mój błąd. Mogłam się domyślić, że w końcu dostanę za swoje. Zawsze zwracano mi na to uwagę, a ja i tak robiłam odwrotnie. No i mam. Szpiega w sypialni.

Staram się spokojnie oddychać. Zupełnie tak, jakbym nadal spała. Unoszę powoli klatkę piersiową i pozwalam jej opaść. Pozwalam się sobie rozluźnić, a przynajmniej staram się, biorąc pod uwagę fakt, że ktoś bezczelnie włamał mi się do pokoju i zapewne nie po to, by przynieść mi śniadanie do łóżka. Niestety.

Zresztą, trudno mówić o śniadaniu o tak absurdalnej porze.

Nie widzę intruza. Nie wiem czy to kobieta, czy mężczyzna. Boję się uchylić powieki – nie chcę zdradzić, że wiem o jego obecności. Wolę poczekać, może wcale nie chce mi zrobić krzywdy. Może po prostu wstydzi się zapukać i poprosić o cukier? Niektórzy są nieśmiali. No ale kto normalny krząta się po kuchni w samym środku nocy?

No dobra, może czasem ja, ale to nie ma teraz znaczenia.

Instynktownie zrywam się, zeskakując z łóżka i uderzam z impetem o ścianę. Nóż wbija się w materac dokładnie w miejscu, gdzie trzy sekundy temu leżało moje ciało. Mimowolnie czuję ciarki na plecach. Mogło być nieprzyjemnie.

- Mam niezły refleks – mówię, wstając i rozmasowując sobie ramię – Punkt dla mnie, złotko.

W pokoju jest ciemno, ale przez okno wpada światło z ulicznej latarni. Teraz już wiem, że to mężczyzna. Wyższy ode mnie co najmniej o głowę, z wyraźnie szerokimi ramionami. W innej sytuacji chętnie bym się w nich zatopiła, ale obecnie nie wydaje mi się, by to był najlepszy pomysł.

- Normalni ludzie wchodzą drzwiami, wiesz, pukają, czekają na „proszę”. No i przychodzą o ludzkiej godzinie, dajmy na to popołudniu. – puszczam mu oczko, ale wątpię, by zdołał to zobaczyć. – Rozumiem, że nikt nie zapoznał cię z kulturą? Wiesz, grzeczne zachowanie, otwieranie drzwi kobietom, przepuszczanie ich? Nic ci to nie mówi, co?

- Och, zamknij się. – warczy, odwracając się do mnie przodem. Ma niski głos, odrobinę zachrypnięty. Nie rozpoznaję go, więc raczej się nie znamy. A przynajmniej ja go nie kojarzę. Nie wiem, o co może mu chodzić. Znowu jakiś cholerny napaleniec.

- W czymś ci pomóc? Zgubiłeś drogę? – pytam uprzejmie. – Wiesz, jeśli chciałeś się ze mną umówić, wystarczyło przynieść jakieś wino. Serio, nie musiałeś się od razu na mnie rzucać. Ale jak widzę, jesteś niecierpliwy.

Uśmiecham się do niego. Chyba się nie polubimy.

- Masz rację – odpowiada, przekładając nóż z jednej ręki do drugiej. Podnosi głowę i przekrzywia ją w jedną stronę. Przejeżdża palcem po ostrzu i wdycha głęboko powietrze. Nie wygląda to za dobrze, tak szczerze mówiąc. Raczej nie rozjedziemy się w pokoju.

Prostuję się i napinam mięśnie, gotowa na jego dalszy ruch. Nie mogę przecież dać się zabić.

- Może się chociaż przedstawisz, co? Chciałabym wiedzieć, komu zaraz skopię tyłek – rzucam, siląc się na miły ton. Intruz prycha rozbawiony. Musi być pewny siebie, nie?

- Zamknij oczy, zrobię to szybko. – odpiera, oblizując lubieżnie wargi.

Już mam się odgryźć, kiedy słyszę:

- Wątpię.

Cholera.

Nie sądziłam, że tak szybko mnie znajdzie. Myliłam się. Stoi pod oknem, patrząc na plecy mojego niespodziewanego gościa. Niedbale opiera się o parapet, jakby był tu już od dłuższego czasu. Jakby wcale przed chwilą się nie pojawił. Jakby obserwował mnie już dużo wcześniej.

Może zresztą tak było. Nie zdziwiłabym się. Ale dlaczego w takim razie pojawił się dopiero teraz? Czemu nie wpadł razem z szeroko barczystym gościem, który – nawiasem – nic nie robi sobie z jego obecności i dalej bacznie mi się przypatruje? Może rzeczywiście warto posłuchać rady dziewczyn i przestać się malować? Najwyraźniej i bez makijażu faceci nie mogą oderwać ode mnie wzroku.

- Rozumiem, że chcesz być następny? – mój nowo poznany kolega odwraca się do mnie tyłem. Niekulturalny gnój. – Spokojnie, dla ciebie też coś znajdę.

I w tej chwili rzuca się w moją stronę.

Uderzam o ścianę tak mocno, że ulatuje ze mnie całe powietrze. Nie mogę złapać oddechu, świat wiruje mi przed oczami i przez pierwsze parę chwil trudno mi zarejestrować, co się dzieje. Podnoszę się na łokciach, próbuję podczołgać do przodu. Natrafiam na szafkę nocną, wszystko spada mi na głowę. Syczę cicho i zasłaniam się rękoma.

Nie wiem, co robią moi goście. Słyszę, jak szklany wazon spada na podłogę i roztrzaskuje się na milion drobnych kawałków. Dostrzegam dziurę w ścianie, porwane firanki i przewrócone meble. Na podłodze jest krew.

Odgłosy walki dalej rozbrzmiewają w domu. Przenieśli się piętro niżej. Pewnie zejście schodami było efektowne. Jeśli to nimi przenieśli się na dół.

Podnoszę się ciężko. Nie wiem, kiedy zostałam odepchnięta, ale milion siniaków na biodrze jest lepszych od noża w brzuchu. Tak mi się wydaje.

Wyciągam szybko plecak spod łóżka, ściągam kurtkę z oparcia krzesła i wskakuję w tenisówki. Muszę spadać. Jakoś uciec. Z żadnym z nich nie chcę się spotkać. Nawet, jeśli to jeden z nich chce mnie zabić. Znaczy, teraz pewnie obaj o tym marzą, ale może nie będę czekać, by to sprawdzić.

Przechylam nogi przez parapet i zeskakuję. Spadam miękko na trawę, podnoszę się i biegiem rzucam przed siebie. Przebiegam przez ulicę i od razu skręcam, zostawiając za sobą swoją marną kryjówkę. Nim zdążę przebiec kolejnych kilka kroków, rzuca się na mnie z zaułka.

Przetaczamy się razem parę razy, aż w końcu on jest na górze. Plecak boleśnie wbija mi się w plecy, ale i tak staram się wyrwać. Unieruchamia mi ręce i krzyżuje nad głową. Mocno przytrzymuje mnie biodrami, nie mogę się ruszyć.

- Zostawiłaś mnie – syczy, zbliżając swoją twarz do mojej. Odwracam wzrok i warczę:

- Nie pierwszy raz, puść mnie.

- Nie ma takiej opcji – mówi, nie zmieniając pozycji.

Jestem zła. Nie mam pojęcia, jak mu się wyrwać. Robię wszystko nie tak, jak powinnam. Zamiast się zatrzymać, na chwilę przerwać i pomyśleć, jaki ruch wykonać, bez sensu wiercę się pod nim, złudnie licząc, że się uwolnię. Nic z tego.

- Znowu uciekłaś. Ostatnim razem obiecałem, że przywiążę cię pasami albo zaknebluję łańcuchem, jeśli jeszcze raz spróbujesz.

- Sado-maso? Serio? To są twoje preferencje seksualne?

Nic mi nie odpowiada. Wzdycha głośno i się podnosi, ciągnąc mnie za sobą. Nie opieram się. Nie tym razem. Wiem, że teraz mu nie ucieknę. Nie, jeśli jest tak blisko.

Nic do niego nie mam. Rozumiem, że rozkaz to rozkaz i tylko wypełnia polecenia. Jestem godna podziwu dla jego zaangażowania w robienie tego, co do niego należy. Ale jeśli tylko nadarzy się okazja, ucieknę. Zniknę znowu na tak długo, jak to będzie możliwe. Znajdę miejsce, gdzie nie mnie nie znajdzie, gdzie będę mogła odpocząć i odetchnąć.

W pewnym momencie otwiera przede mnie drzwi samochodu.

- Cath.

Podnoszę wzrok i wsiadam do samochodu.

- Lunn.

~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~

Bu. Blog powstał dawno, ale przestałam pisać. Pozostałe treści przywróciłam do wersji roboczej - w przyszłości nad nimi popracuję i wstawię ponownie.
Teraz przywitam Was czymś innym, czymś, co niby wisi sobie na Wattpadzie i dalej będzie tam publikowane, ale też zacznę to wrzucać tutaj, bo niesamowicie denerwuje mnie to, gdy tekst nie jest wyjustowany. To taki uśmiech w kierunku osób, które zechcą to czytać.
Także hej, hej.